Kilka dni temu wybrałam się do małej, leżącej niedaleko wsi Borowiec, dawnego folwarku-owczarni na spotkanie z Władysławą Belgrau z domu Mazur - kaszubską prządką. Tym samym rozpoczęłam dokumentowanie ginącego na Kaszubach rzemiosła - jakim jest przędzenie wełny na kołowrotku. Mam nadzieję, że uda mi się spotkać więcej osób, które w młodych latach siedziały u prząśniczki. O parafii Sianowo, jej mieszkańcach, sanktuarium i Matce Boskiej Sianowskiej, Królowej Kaszub pięknie napisał jeden z członków rodziny - Józef Belgrau, w swojej książce "Wśród dolin i wzgórz". Dostałam egzemplarz książki w prezencie i czytam ją z wielką przyjemnością.
Pani Władysława opowiedziała mi, że przędła wełnę przez wiele lat swojej młodości. Wełna pochodziła z własnych owiec. Owce przed strzyżą były myte . Strzyżono je za pomocą dużych nożyc. Wełna przed przędzeniem nie była gręplowana, tylko rozluźniana w palcach. Z gotowej włóczki robiono skarpety, swetry i kamizelki, na potrzeby rodziny.
A kiedy Pani Władysława zaczęła prząść, na przyniesionym ze strychu kołowrotku, to muszę Wam powiedzieć, że tak cienkiej niteczki niejedna z nas mogłaby jej pozazdrościć.
Serdecznie dziękuję Pani Władysławie i jej Rodzinie za miłą gościnę i opowieści :)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz