środa, 3 marca 2010
Ile wełna znieść może. Moje pierwsze farbowanie.
Przygotowania można zobaczyć na blogach profesjonalnych i youtube, więc nie będę tu wydziwiać. Farby, folia , czesanka – moje kochane BFL,czyli owca.
Jako ze nie mam mikrofali i mieć nie będę, i jako że dysponuję wielko ilościo garów na parę ( wiem, że piszę się „wielką ilością”, chcę tylko zrobić klimat) postanowiłam uparować nowe kolory, co reguły farbowania dopuszczają, a nawet zalecają 45 min takiej zabawy.
Nie szkodzi, ze jakoś nie widziałam, żeby ktoś parownika używal. Po prostu w Stanach się nie znają.
Pofarobowałam, pomieszałam, kolor nazwałam Szafranem, zawinęłam w folię i chlup do gara, na 45 min. Po 30 lekko wymiękłam, że może jednak 15 by wystarczyło, skoro tyle potrzebuję na warzywa, to chyba barwnikom wystarczy… ale zdusiłam lęk i strach, i dotrwałam do końca.
Kolory były przecudne, a patrząca na mnie z monitora Amerykanka darła sie, nie rozwijać, nie studzić, wrzuć do wody i płucz. Nalałam więc wrzątku ( bo wiecie filcowanie i te sprawy… po 45 min, de facto gotowania wełny, dobre sobie, fru wszystko do kolejnego wrzatku.
Radość z uzyskania zamierzonego Szafranu szybko zgasła. Nie było czystej wody w zlewie,choc miala ja Amerykanka i uparcie powtarzała… kolor został w całości zaabsorobowny przez czesankę – good work! No tak… nie takie rzeczy robili pionierzy, emigranci tez potrafia;)
Czesanka wiec poleżakowała,potem wymoczyłam ja raz jeszcze, i jeszcze , na koniec wypralam i nie farbuje! Kolory - cud malina. Bardzo mi się podobają. Zabawa przednia. Aż do zrobienia gotowej rzeczy nie wiem jak będzie wyglądała. Tajemnica.
Oto moje wnioski:
1. Parownika używaj tylko przez 15 min jesli w ogole chcesz( nie wiem jakim cudem, po tym wszystkim, nie dostałam 100% filcu, ale jak widzicie nić powstała). Wełna jest lekka i z połyskiem, myślę, że byłam o włos od tragedii. Ale bym ryczała :)
2. Pierwsza woda z płukania będzie mętna i pełna kolorów. Tak jest zawsze przy tej technice.
3. Pozostaw czesankę do ostygnięcia, do temperatury pokojowej i w takiej potem rób kąpiele i pranie.
4. Nie lej za dużo octu. Wszyscy pokazują receptury na 200 gram czesanki, na kilo. Ja, na 100 gram zrobiłam wszystko na oko, więc tak się też da. Ocet pozwala uzyskać głębie barwy.
5. Nie wygniataj czesanki za mocno. Ani tej jeszcze nie farbowanej, ani już po tym procesie.
6. Do farbowania koniecznie użyj czesanki uprzednio namoczonej w wodzie z płynem do prania.
7. Kolory nakładaj na mokrą , tylko odciśniętą czesankę. Jestem przekonana, że właśnie to pozwoliło mi jednak odnieść sukces!
8.Barwy beda sie w czasie parowania przenikaly, pamietaj o podstawowych zasadach ich laczenia.
No a teraz lecę, farbować, kręcić… bo wiecie, idzie wiosna!
Ze 100 gram czesanki otrzymam ponad 300m kolorowej welenki o grubosci 30WPI. I chyba najbardziej podobaja mi sie nitki pojedyncze,ze swoim pelnym przekrojem.
Kolejne czesanki juz w farbowaniu.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
o jaaaaaaa... zaśliniłam całą klawiaturę. Ale śliczne kolorki na tych singlach wyszly. Rewelka! I gratuluję stalowych nerwów. ja bym chyba wymiękła...
OdpowiedzUsuńBasiu, teraz to Ty poszalejesz z kolorami:)
OdpowiedzUsuńJak dobrze rozumiem, to mokrą czesankę pofarbowałaś i zawiniętą w folię ( szczelnie?) włożyłaś do górnego garnka ?
Przecież tam jest bardzo wysoka temperatura. Jak to możliwe, że się nie sfilcowało ? Masz mocne nerwy :)
Powiem Wam,że mnie po prostu zaćmiło,by tę wełnę tak na 45 min zostawić. Jest to dowód na to,co mówią o wełnie owczej. Wełne można gotować, pod warunkiem,że nie zafunduje się jej szoku termicznego.Do tego płukania nalałam po prostu również wrzątku, ale to metoda dla tych o stalowych nerwach. Można łatwiej.
OdpowiedzUsuńKolejną czesankę włożyłam już tylko na 15min i zostawiłam do wystygnięcia.Potem płukanie i pranie w letniej wodzie. Bez stresu,efekt naprawdę niezły.
Elu, tak. Czesankę wrzuciłam do najwyższego pojemnika.Przed farbowaniem moczyłam ją w wodzie przez więcej niż 30min.Była mokra jak nakładałam farby ( dużym pędzlem).I bardzo szczelnie zawinęłam,tak by nic nie wyciekało.
Jak się opanuje te wszystkie czynności,to farbowanie jest naprawdę proste.
A jakich barwników używałaś?
OdpowiedzUsuńPlastusiu, ja mam pod ręką ashforda,więc z nimi mi najłatwiej.
OdpowiedzUsuńI co tu pisać? Wszystko widać. Farbowanie - bomba! Te perfekcyjne nitki - równiutkie, cieniutkie, oszałamiające kolory. Ech, jak dla mnie... Himalaje.
OdpowiedzUsuńMaria-wr
Och Basiu jak Ty potrafisz człowieka zainspirować.
OdpowiedzUsuńJa kiedyś farbowałam wełenkę , ale nerwy mnie pożarły.
A teraz...mam ochotę jak nic na własne , kolorowe włóczki.
Kolory Twojej czesanki i nitek są fantastyczne.
No to bardzo fachowo wyszło i piękne kolory. Też kiedyś farbowałam wełnę, ale już gotową włóczkę i gotową tkaninę. Poczytałam sobie najpierw książkę o farbowaniu naturalnymi barwnikami. Użyłam współczesnych barwników do bawełny i lnu oraz macierzanki (skoro wełna farbuje się zarówno w kwaśnym jak i zasadowym środowisku). Gotowałam kilka godzin w zwykłym garze. Rzeczywiście wysoka temperatura nie filcuje wełny (może do filcu potrzebne jest folowanie...?), co mnie bardzo pozytywnie zaskoczyło. Podobno, żeby w ogóle farba zadziałała to muszą się otworzyć łuski włosa, a to się dzieje dopiero w temp. 75C.
OdpowiedzUsuńEh, cudny melanż... om nom nom
Czy mozna farbowac welne czesana zanim ja sie uprzedzie ,i czy nic sie nie stanie mam na mysli czy nie zrobi sie z niej filc,poz,
OdpowiedzUsuń