Oto wyniki mojej kolejnej tury farbowania roslinnego. Jak widać, nadal najlepiej wychodzą mi kolory zielonożółtawe :)
.
Pierwsze dwa moteczki od góry to marzanna + ałun oraz marzanna + siarczan żelaza. Totalna porażka, pójdą jeszcze raz do kotła.
.
Środkowy to mały przerywnik, spróbowałam farbować w wywarze z glistnika - jaskółczego ziela, którego mam nadmiar w ogrodzie a który barwi ręce na piękny żółty kolor. Jak widać, wełny nie.
.
Ostatnie dwa moteczki to mój powód do radości. Tym razem nie paprałam marzanny żadną chemią. Różnica w odcieniu polega na ilości wsypanego do wody barwnika. Za drugim razem dłużej też trzymałam czesankę w kąpieli. Oczywiście zamierzam spróbować jeszcze raz, i będzie jeszcze więcej barwnika i jeszcze dłuższa kąpiel. :)
.
Ale i tak jestem już z efektu bardzo zadowolona, ten odcień rudości to jest właśnie to! :)
.
Patrzę sobie i patrzę na wasze poczynania z naturalnymi barwnikami i nie mogę odżałować, że nie mam na razie na to czasu. No bo kolory mnie zachwycają, nawet jeśli w zamyśle miały być inne. Są pastelowe, delikatne, nieprzejaskrawione jak niektóre te farbowane sztucznymi barwnikami. Ale przyszłe lato należy do mnie. Jeszcze wam pokażę :)).
OdpowiedzUsuńAniu, przeczytałam w książce Jenny Dean o naturalnym farbowaniu, że aby uzyskać odpowiednie nasycenie koloru należy dać dokładnie tyle samo ( wagowo ) suszu – korzenia – pociętych listków – ogólnie barwnika , co waga materiału przeznaczonego do farbowania. Czyli na 100 gram czesanki 100 gram np. liści brzozy
OdpowiedzUsuńAutorka podaje również informacje o tym ile należy dodać morzydła . Ałunu do wełny i jedwabiu 392ml na 100 gram czesanki, s.miedzi i s.żelaza po 112ml na sto gram czesanki. Dane dotyczą roztworu morzydła, jaki poleca przygotować. Na 28 gram morzydła należy dodać 1120 ml ciepłej wody. Przechowywać w ciemnej butelce. Zamknąć roztwór jak ostygnie :)
Piękny żółty kolor wyszedł Jenny z czegoś co po angielsku określa się ”dyers broom” z dodatkiem ałunu. To po polsku byłyby chyba „czarcie miotły” z brzozy… ale ja się nie za bardzo znam ;)
Podobno jak do tej „miotły” z ałunem doda się jeszcze jako kolorantu s.żelaza - wyjdzie zielony.
Piękny żółty wyszedł też z wywaru kwiatów dahli + ałun i z rezedy żółtawej bez morzydła.
Może się przyda :)
Serdeczności!
Ależ ciekawe! Te czarodziejskie przepisy zginą w naszych komentarzach. Może osobna karta na przepisy gotowania?
OdpowiedzUsuńJolu, dlaczego przyszłe lato ? A jesień i zima, z jej grzybami, porostami, naroślami, korą ( z apteki ) ?
OdpowiedzUsuńAniu, te próby bez żadnych dodatków wyszły nam podobne. W Twoich czesankach też widać że, intensywność koloru zależy od ilości barwnika.
Będę teraz robić próby z ałunem i zobaczymy, czy wyjdą mi takie kolory jak Tobie.
Jestem też ciekawa, jakie ilości odczynników dodajesz ? Bo ja bardzo mało, naśladując Danielę, która pokazywała farbowanie na kursie. Na pół litra wody ok 1/2 - 1 małej łyżeczki.
Teraz farbuję dodając składniki " na oko", ale może faktycznie tajemnica sukcesu tkwi w dokładnym odmierzaniu ?
Oj, przydałby się kurs farbowania składnikami naturalnymi.
Pomysł na zapisywanie przepisów jest super, ale chyba jeszcze nikt z nas nie ma takich, które można byłoby polecić i mieć pewność, że frabowanie będzie za każdym razem takie same. Ja byłam pewna, że z marzanny zółty to nie wyjdzie, a Aniu udało się ;)
Dzięki Ci Basiu :)
OdpowiedzUsuńNo ja oczywiście wszystko przez całe życie robię na oko. W związku z tym nie dorobiłam się jeszcze wagi kuchennej, choć czasem może by się przydała :) Ale tak już mam od urodzenia, nic nie poradzę :))
Elu ciekawa jestem jak Ci pójdzie. Ja się na razie do odczynników już nie dotknę. Sypałam sporo. 1,5 -2 łyżki na ok 2-3 litry barwnika. Ja dziś działam dalej. W te rudości idę.
Aniu,proszę bardzo :)
OdpowiedzUsuńWierzę, że coś Wam z tego wyjdzie.Niestety, to przepisy z książki - nie wiem,czy działają.
Ja, póki co ograniczam się tylko do farbowania chemicznego, ale czytam o wszystkim :)