Witam serdecznie wszystkie prządki. Dziękuję za zaproszenie do współtworzenia bloga Prząśniczka.
Mam na imię Jolanta. Moja przygoda z przędzeniem zaczęła się w styczniu tego roku. Głównym sprawcą podjęcia przeze mnie decyzji o dzierganiu chust, czapek, szalików i innych różności z własnoręcznie uprzędzionej wełny, był rodzinny leciwy kołowrotek. Ponieważ jest uszkodzony i od miesiąca w naprawie, póki co uczę się prząść na wrzecionie.
Uprzędłam na wrzecionie pierwszego merynosa. Zdecydowanie lepiej mi się przędło na wrzecionie zrobionym domowym sposobem aniżeli na Kromskim.
Najczęściej jednorazowo udawało mi się ukręcić do 130 m. Jeden raz pobiłam rekord i machnęłam 185 m przędzy. W pięciu rzutach ukręciłam 692 m nitki.
Po doświadczeniu z merynosem przestałam się "bać" czesanki i wrzeciona. Sądzę, że nieźle sobie radzę. Tempo pracy zdecydowanie szybsze, chociaż nitce daleko do doskonałości. Niekiedy jest zbyt cienka, nieco dalej za gruba, ale za chwile pojawia się rekompensata w postaci kawałka pięknej i równej przędzy.
Tym razem pozwoliłam sobie na zabawę korzystając z tego, że czesanka była dwukolorowa. Dzieliłam ją na pasma i przędłam w kombinacjach: czerwień, bordo i bordo z czerwienią.
Wrzeciono w moim przypadku jest etapem przygotowującym do przędzenia na kołowrotku. Pozostanie wyłącznie przy wrzecionie ogranicza czasowo, a ja chciałabym nie tylko prząść, ale także coś wydziergać.
Jako, że należę do osób niecierpliwych, po zwinięciu przędzy w kłębek, zabrałam się natychmiast za dzierganie chusty ( pewnie nie ja jedna tak mam ). Byłam ciekawa, jak nitka będzie się sprawowała w czasie pracy. Ku memu zdziwieniu po zabiegach moczenia, prostowania i odpoczywania okazało się, że niekiedy przędza była zbyt słabo skręcona. A ja byłam święcie przekonana, że jest odwrotnie.
Wczoraj chustę skończyłam i mogę się nią pochwalić.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Piękne początki! :) I śliczna przędza Ci wyszła.
OdpowiedzUsuńWitaj serdecznie na blogu :)I gratuluję Ci zrobionej od A do Z chusty .
OdpowiedzUsuńI mamy kolejny przykład używania "domowego" wrzeciona :) Kolory wełenki i szala - istne flamenco.
OdpowiedzUsuńWitam . Chusta piękna . Ja właśnie kończę szal z wrzosówki , dzięki uprzejmości P Eli. I też go pokażę :)
OdpowiedzUsuńBardzo udana chusta!
OdpowiedzUsuń