Z pewną taką nieśmiałością poprosiłam dawno temu o przyjęcie do grona polskich prząśniczek. Ale poza posiadaniem kołowrotka nie miałam się czym pochwalić.
Teraz się zmieniło!
Nauczyłam się tej sztuki od pani Zofii Kromskiej na spotkaniu w czerwcu w Poznaniu.
A potem było tak:
Po powrocie z kursu w Poznaniu, kiedy to pani Zofia Kromska nauczyła mnie podstaw przędzenia i kiedy popedałowałam na cudownych kołowrotkach - wytargałam swój i zaczęłam go ustawiać zgodnie z sugestiami pana Kromskiego.
Podarowane mi cięgno założyłam na kołowrotek i ustawiłam tak jak zapamiętałam.
Pierwszą swoją wełnę jak dzieło po upraniu wywiesiłam na widocznym miejscu aby wszyscy podziwiali:

Kto niedostatecznie padał na kolana dostawał do macania, wąchania i musiał piać w zachwycie.
Na środek wyniosłam kołowrotek, który został kupiony w Holandii na targu staroci.
Niby wszystko to cudo ma, ale nijak się nie ma na nim praca do tego co doświadczyłam!
Po kilku moich jękach, targaniu się na życie, prośbach w oczach i łkaniu w głosie mąż nie wytrzymał i spytał - ile to to kosztuje?
To - czyli kołowrotek Fantazja.
- Ach nie, nie, nie - ja sobie ZAOSZCZĘDZĘ!!
Na te słowa dał trochę do skarbonki.
Minął dzień.
Siadłam z kawałkiem czesanki i uplotłam:

Dzieło ma około 1,8-2 i jest przynajmniej w jednym kawałku, druga połowa czesanki wylądowała w koszu, nie udało się mi jej nijak połączyć z resztą.
Wtedy lekko się załamałam.
Kolejnego dnia nawet nie popatrzyłam na Gada.
Nie chcesz? To cię sprzedam na kwietnik!
Następnego jednak wieczoru wytargałam kołowrotek znów i złapałam brązową czesankę - prezent od Eguni.
Jakoś się sprzędła taka nitka:

Z 34 gram wyszło 27,5 metra artystycznej nici - w dwóch kawałkach!
Sukces!!!!
Poszłam spać, po nocy tłukła mi się myśl, że ten Kromski to nie Fantazja - a Fanaberia.
Powinnam trochę cugle zebrać - nazbierało się innych potrzeb.
Gad ma to co Minstrel! Ino jeden człapiej! Musi prząść!!!!
Obudziłam się rano, poleciałam z psem na krócej niż zwykle, wytargałam rower już na drogę do pracy i nagle rzut oka na zegar! Mam zapasu 15 minut!!!!!
Łap - czesankę morską - znów prezent od Eguni! Kolor butelkowej zieleni, nie turkus jak mi tu aparat próbuje wmówić!

I jebuduuuuuu!!!!!!
Zaskoczył Gad i ja!
Nie wiem, kiedy mi te minuty upłynęły, zabezpieczyłam nić taśmą i dojechałam do pracy.
Spóźnienie wytłumaczyłam pracą na kołowrotku, i tylko uśmiech i kiwanie głową "wiemy, wiemy, upał robi swoje" mnie spotkał.
Po pracy znów siadłam do Gada.
Mąż podał żarcie pod nos i zamarł potem obserwując jak przędę.
Kołowrotek chodził cicho, równo, ja nie klęłam, a skupienie na twarzy wywołało zachwyt małżonka. Do tego stopnia, że cały czas obserwował zamiast film nakręcić!
Nić zaczęła wyglądać porządniej:


Z łatwością łączyłam kawałki i nic nie jest tu sztukowane, ale nitka była na dwóch szpulkach, więc w sumie łączenie ma jedno. No i parę bąbelków też mam, ale dość mało.
Z 55 gram wyszło mi 97 metrów 1 ply. Czas 2 godziny.
Daleko jeszcze do cienizny kauni.
Nie mam motowidła, więc nawinęłam nić na drzwiczki od szuflady zamrażarki :)))


Potem uprałam pasmo i wysuszyłam, ale bez obciążenia i w kłębku luźno nawinięte wygląda tak:


I to jest moje czwarte dzieło.
I koniec.
Skończyło się.
Zabrakło czesanki. :))))
Świetne "abakany". Gratuluję wytrwałości. Chętnie sama bym pomacała, powąchała i pozachwycała się.
OdpowiedzUsuńNo pewnie, że w abakanach to teraz mam mistrzostwo! Ale teraz mam nadzieję będzie coraz lepiej!
OdpowiedzUsuńJest super :) Witaj w gronie prawdziwie zakręconych :)))
OdpowiedzUsuńJestem pod wrażeniem! Zwłaszcza zaparcia i tego co się udało uprzaść!
OdpowiedzUsuńTak naprawdę sama sobie się dziwię. Zwłaszcza tego zaparcia. Mój kołowrotek to jak syrenka z biegami przy kierownicy. Ale przecież tak kiedyś przędziono. Czas i próby mistrza zrobią. :))))
OdpowiedzUsuńDziękuję za ciepłe powitanie!
Witaj serdecznie :)
OdpowiedzUsuńBohaterską walkę stoczyłaś ze swoim kołowrotkiem.
Gratuluję pierwszych kłębuszków :)
Dodaj proszę, zdjęcie całego kołowrotka. Coś mi się wydaje, że jest to raczej model ozdobny, bo wrzeciono jest osadzone bezpośrednio w słupku, a nie na uchwycie ze skórki. I to może powodować brak płynnej pracy.
W takim przypadku Twoje bohaterstwo jest jeszcze większe :)
Witaj :)
OdpowiedzUsuńPiękne początki. Gratuluję!
Zawsze powtarzam, że grunt to ćwiczyć, ćwiczyc i ćwiczyć. Początki są trudne i strasznie flustrujące. Brawo zatem za wytrwałość. Teraz już z górki ;)
OdpowiedzUsuńWitaj:) Gratuluję pierwszych wełenek i podziwiam determinację, z jaką obłaskawiałaś kołowrotek:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Kochane! Zdjęcie Gada oczywiście zrobię, bo też mam takie podejrzenia iż model bardziej ozdobny. Może pomogą Wasze rady jak go usprawnić. Na Fantazję zbieram. Jak się wyćwiczę na tym co mam to potem będzie po lodzie.
OdpowiedzUsuńTeraz czas na udzierganie z tego co wyprodukowałam - czegokolwiek. I czekanie na nową porcję czesanki :))))
Jednocześnie - odwiedzając Wasze blogi i obserwując dokonania pozostaję w głębokim przygięciu łba z szacunku i proszę mi wierzyć, ciężko ten łeb odgiąć i patrzeć w górę z optymizmem.
Ale jestem z tych kóz upartych.... dam radę...