poniedziałek, 13 września 2010
przędę :]. po urlopie
na zdjęciu irlandzka prządka i jej kołowrotek. zostało zrobione prawdopodobnie między 1980 a 1900 rokiem, w hrabstwie Galway. oryginał znajduje się w Bibliotece Kongresu.
właśnie wróciłam z Irlandii, gdzie miałam między innymi uczestniczyć w czymś w rodzaju targów/festiwalu lokalnego rzemiosła i rolnictwa. oczywiście na szmaragdowej wyspie nie mogło zabraknąć owiec i wełny:] pooglądałam i pogłaskałam sobie milion (niemalże) owieczek, przypatrywałam się praniu i czesaniu runa, a nawet spróbowałam pokręcić gigantycznym kołowrotkiem. zawarłam też obiecującą znajomość z lokalnym wytwórcą kółek. kołowrotki robi przecudne, zdecydowanie warte swej ceny ( a trzeba przyznać, że najtańsze niestety nie są).
planuję już kolejną wyprawę do Irlandii, tym razem tak, by zahaczyć o Carndonagh w hrabstwie Donegal (na północnym krańcu wyspy).
cała jeszcze w emocjach po podróży wybrałam się dziś z wiklinowym koszem słusznych rozmiarów w plener celem zebrania surowców barwiących. podskubałam kilka brzózek i nacięłam pokrzyw (jednak jeszcze zbyt mało). moje zapędy zbieracza, a szczególnie kosiarza pokrzywy wywoływały spory odzew społeczny, z nieodmiennym pytaniem: a po co to pani?
jutro planuję zbieractwa ciąg dalszy.
w domu, dziś wieczorem, siadłam do mojego kołowrotka. i odkryłam kilka rzeczy.
primo- potrzebuję dywanika pod kółko - gdy stoi na panelach niesamowicie się ślizga (wypatrzyłam już sobie dywanik w Ikea, zrobię zakupy jadąc na spotkanie prządek w październiku. swoją drogą dzień po spotkaniu świętujemy rocznicę naszego małżeństwa) ;
secundo- z runa nie merynosowego przędzie mi się świetnie, nić się nie rwie, jest jednak dość artystyczna
tertio- mój kołowrotek jest nisko kosztowy co pociąga za sobą pewne braki konstrukcyjne. zbyt łatwo sie rozkłada i podczas pracy ma tendencje dezintegracyjne - rozkłada się po prostu. zastanawiam się czy go na stale nie posklejać.
mam kolejne marzenie, obok krosien. kołowrotek od Kromskich - preludium lub sonatę (koniecznie z torbą:])
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Zazdroszcze wyprawy :) A marzenia mamy podobne :)
OdpowiedzUsuńŚwietne, klimatyczne zdjęcie!!!
OdpowiedzUsuńNie byłam nigdy w Irlandii, ale z filmów znam jej surowe piękno a połączenie tego z udziałem w festiwalu rzemiosła to faktycznie powód do zazdrości...
No cóż, nie można mieć wszystkiego, mam przecież Fantazję... :)
Ale miałaś udane wakacje :) Przywiozłaś z nich tyle marzeń i inspiracji:)
OdpowiedzUsuńObejrzałam z przyjemnością, co robi lokalny wytwórca kołowrotków i bardzo mi się podoba , że stara się zachować tradycyjny wygląd irlandzkiego kołowrotka. Kołowrotki przez niego wytwarzane wyglądają na mocne , solidne i stabilne.
Ciekawe jest to, że osoby, które uczą się prząść, intuicyjnie, spośród kilku kołowrotków , które mają u mnie do dyspozycji, wybierają ciężki ( podobny do irlandzkiego) model, zrobiony w latach 60, przez stolarza z pobliskiej wioski.
Czekam z ciekawością na efekty farbowania zebranym zielskiem :)
pan Shiels jest szaleni miły i otwarty. pokazał mi wszystkie swoje kółka, które miał na targach, pokręciłam sobie również na wszystkich egzemplarzach. oprócz robienia nowych, zajmuje się również renowacją i naprawą starych kołowrotków, niektóre z nich sprzedaje później za naprawdę śmieszne pieniądze.:]
OdpowiedzUsuńsą w pełni rozkładalne i łatwe w transporcie. Pan Shiels służy również pomocą techniczną- zatem gdyby któraś prządka chciała sama budować kołowrotek można śmiało pytać go mailowo o detale i rozwiązania technologiczne.:]
Gratuluje udanych wakacji. Jednakże protestuje, wytrawna rekodzielniczka powinna sobie sama z tzw odpadków wełny - utkać, lub w inny sposób zrobić dywanik. ściskam i pozdrawiam
OdpowiedzUsuńRozellko, od czesanki do dywanika dłuuuuuga droga :) Ja jeszcze też swojego nie utkałam. Na razie mogę się tylko pochwalić wąską narzutą na kanapę .
OdpowiedzUsuńA Ciebie Aniu, nie ciągnie do kołowrtoka ?:)