Pełna spokoju przedwojenna widokówka, zatytułowana mały salonik. Jakoś mi się dobrze na sercu robi , jak na nią patrzę, bo jest tu właśnie to, co wiąże się dla mnie z przędzeniem. Cisza, spokój, miarowy rytm pracującego koła ...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Czy Ty wiesz Elu, że ja się do kołowrotka przebieram? Włos w kok i taka niesamowita spódnica, prawie "kankanka" z falbanami z całego koła.... i tylko noga na człapieju bez obuwia śmieszy. Staram się, aby rodzinie utrwaliło się wzrokowo, że to wyjątkowe zajęcie.
OdpowiedzUsuńTak między babami, to wiem, że wtedy bardzo podobam się mężowi :))) i podziwia wszystko co na szpuli i nigdy nie poprosił w czasie filmu, abym przerwała, bo mu kołowrót przeszkadza.
I siedzę w pobliżu okna, tylko przestrzeni dokoła nie mam jak w tym salonie.
A Ty wiesz, że z tym podobaniem się to masz rację :)
OdpowiedzUsuńI z tym podziwianiem , że z runa robi się nitka .A turkotać kołowrotkiem , przy oglądaniu filmów to i ja turkoczę , bez żadnych przeszkód.
Zauważyłyście jakich my mamy wspaniałych mężów ? Jak nas wspomagają, jak nie robieniem zębatych narzędzi, to podziwianiem ?
I jeszcze jak przychodzą jacyś znajomi i nowe osoby (ostatnio np spec od pieca obcy facet) to mój mąż zaraz zagaduje: "A moja żona na kołowrotku przędzie! Pokaż Aniu!"
OdpowiedzUsuńChwali się tym, chociaż sam wzbrania się, gdy proponuję, że go nauczę.
Ja mu się nie dziwię, że się wzbrania .Pewnie myśli , że do przędzenia musi ubrać "kankankę' ;))
OdpowiedzUsuń