Zaproszenie

Zapraszam wszystkie polskie prządki i prządków do współtworzenia tego bloga. Myślę , że miło będzie mieć miejsce, gdzie będziemy mogli porozmawiać o naszej pasji przędzenia wełny na wrzecionach i kołowrotkach, pooglądać piękne, samodzielnie zrobione włóczki i rzeczy z nich wykonane. Kto wie, może przyjaźnie zawarte na tym blogu sprawią, że spotkamy się również w rzeczywistym świecie i zaśpiewamy wspólnie Prząśniczkę :) .



Blog został zamknięty i przeniesiony na WordPress. The blog was closed and moved to WordPress:
http://polskiewrzeciona.wordpress.com/

czwartek, 1 września 2011

Moje złote runo

We wrześniu - zaczynam od wrzosówki!
Mam ją od Pani Beaty - Owcy Rogatej!!!!!!

Na szczęście mieszkam blisko i mogłam ją sobie przywieźć!

Na podwórku czekała na mnie wielka poszewka z runem.
Umawiałam się na trzy kilo, ale dopiero w domu okazało się, że dostałam tego szczęścia 8!
Oczywiście była to wełna prosto ze strzyży, nieprana.
Behemot  pierwszy się odnalazł przy pakunku i sprawdzał co za zwierzę pani do domu przyniosła.


W środku znalazłam 4 całe runa. Trzy brązowe, jeden szary.
Przed praniem wełna wyglądała tak:


Na górze jest futro brązowe, na dole szare. Nie było zanieczyszczone tak jak się spodziewałam, ot trochę słomy, traw, nasion. Większe strąki sfilcowane usunęłam od razu.
Pachniało cudnie - ja lubię ten zapach! Jestem archetypem i nie potrafię nawet udawać, że to nie dla mnie.

Wykorzystując upalne dni ostatnie zabrałam się do prania.
Wcześniej wykoncypowałam, że lanolinę można trochę rozruszać w tłuszczu, więc ustawiłam swój piec na temperaturę 47 st (lanolina rozpuszcza się powyżej 42 st) i zrobiłam emulsję z oleju roślinnego.
Lałam "na oko" tego oleju, tak aby było dość.
Kiedy wkładałam wełnę od razu wypływały brudy. Miętoliłam ją delikatnie by nie pofilcować, ale na tyle mocno, by palcami poluzować jak najwięcej włosia.


Tu się Franiu pierze, to pierwsza kąpiółka z olejem roślinnym :))))), widać jak brud emulguje!



Za każdym razem partię runa przenosiłam do innej miski z taką samą temperaturą i w kolejnej kąpieli dosypywałam  amoniak. Dopiero na koniec używałam detergentu z octem, aby wymyć tłuszcz.
Wyprane kawałki wkładałam do woreczka z firanki i wirowałam w pralce 2 razy. Potem takie strąki zarzucałam na sznurki i po kilku godzinach w takim upale miałam suche.
Dzięki pogodzie cztery owce uprałam w dwa dni.

Doglądający postępu Mąż zaczynał raz po raz dyskusję z archetypem na temat prania łowcy.
I cały czas uparcie powtarzał, że wełnę górale piorą w moczu. A on z synem są gotowi do poświęceń jeśli zasponsoruję beczkę piwa - na wyścigi wtedy dostarczą mi tego drogocennego środka.
Pognałam precz niestety dawcę, tego już moja dzikość by nie zniosła. :)

Pierwsza partia wyszła mi tłusta, widać pożałowałam detergentu. Ale za to tak sprawione włókno wyczyściło mi kołowrotek po alpace :)

Tak wygląda runo po praniu:


Brązowa wrzosówka ma takie piękne rudawe refleksy wymieszane z czarnym,  a szara przypomina szetland!
Poza tym to chyba nie do końca jest taka zwykła wrzosówka, ma dużo bardziej puchate runo. Włos osiąga długość 18 cm. Chyba dostałam prima sort!

Od razu z pierwszej partii (tej tłustej) uprzędłam na dzikusa trochę metrów.
Na dzikusa - bo włos wyciągany od razu, bez rozczesywania, jedynie usuwając palcami resztki zanieczyszczeń. Powstała swoista wełenka yarn art  2ply w ilości 480 metrów i o łącznej wadze 265 gramów.
To takie dwa motki na razie.


Wełna jest cudna. Z tak grubo przędzionej powstać powinno okrycie wierzchnie. Uprałam jeszcze raz w motkach. Nie suszyłam pod obciążeniem. Chciałam, by wszelkie zgrubienia były od razu widoczne.
Wymyślam fason płaszczo-opończy. Znakomicie pasuje do mojego dzieła z wełny spaniela!

Wełna nie jest bardzo delikatna, ale ja ją testowałam w okolicach szyi i owszem - czuję ją,  jednak nie jest to drapanie. Ale to już wiecie - z mamutów jestem.

No i jeszcze jedna rzecz:
Pani Beata ją darmo daje, ale gdybyśmy zostawiły chociaż symbolicznie to może udało by się jej uzbierać na kołowrotek? 
Ten, który posiada stęka już i boli go wszędzie. Korniki mu dały popalić. Szpulki ma nie od kompletu bo się blokują. Nic moje macanie nie pomogło. 
Staruszek winien przejść remont kapitalny. Póki co do Pani Beaty wyruszy mój Gad. 
Jak Ona na nim opanuje przędzenie to nic Jej nie zaskoczy! 
Ja to mam szczęście do Ludzi! Że też tylko takich ciekawych pasjonatów napotykam!!!!!



11 komentarzy:

  1. o kakanko ale masz fajnie. ja piore welne we wrzatku z kranu dolewan tylko plynu do prania i pocisne troche na dno i zostawiam na pare godzin .potem tylko jedno plukanie znow w goracym i jest cudo .mam takie same kolorki jak twoje .dzisiaj znow pralam bo przyszedl jacobs . i jednak chyba wole prana przasc bo tlusta cos mi nie idzie choc lepiej sie skrec ale mi sie niestety nie podoba. pomysl z moczem niezly ,pozdrowienia dla meza ;)))))))))

    OdpowiedzUsuń
  2. Jakaś mądrość ludowa w tym jest, mocz jest kwaśny, więc działa jak utrwalacz, nie trzeba używać octu. Nie będę już wspominać w czym dawniej wyprawiano skóry.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mocz miał służyć chyba najpewniej zmiękczeniu, dzisiaj można kupić mocznik. Ale nie było czasu :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja od Pani Beaty też dostałam runo pierwszej klasy . Nie jestem wybrańcem losu i myślę ,że ona kocha zwierzęta i wszystkie jej owce są czyste i zadbane. Prałam tylko raz . Po wyschnięciu skubałam palcami . Runo długie i jakieś jak nie z wrzosówki. Nie jest ostre i nie gryzie. Na drugi rok zapisuję się ponownie i oczywiście zapłacę ,bo naprawdę warto!

    OdpowiedzUsuń
  5. tyle szczęścia aż miło patrzeć, tylko to pranie to ja wolę na raty, no bo rączki mam takie lekko zwichrowane.
    skoro Viola pisze że, to nie gryzące to ja też się może zapiszę na drugi rok i dorzucę coś na kołowrotek :))

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo cenne porady Kankanko. A wełna jak się patrzy!

    OdpowiedzUsuń
  7. Wrzosówka to bardzo wdzięczna wełna :) Ja już swoje runo od przyrodników przerobiłam . I mam z tej wełny ulubioną chustę z grubo sprzędzionej wełny.

    Tym praniem w oleju roślinnym mnie zaskoczyłaś .
    Skąd taki pomysł ?

    OdpowiedzUsuń
  8. Elu, z moich przemyśleń, że podobne neutralizuje podobne. Lanolina to mieszanina bardzo ciekawa. Nie jestem chemikiem, ale przypomniałam sobie jak smar najłatwiej usunąć - czymś tłustym! Więc wiedząc, że temperatura rozpuszczania lanoliny wynosi od 36-42 st i że jest to mieszanka tłuszczów i swoistych wosków zastosowałam olej. Partie prane w pierwszej fazie z olejem szybciej się dopierały. Sprawdziłam. Poza tym amoniak użyty potem zdecydowanie szybciej pomagał detergentowi w usuwaniu tłustej emulsji.
    Nie wiem, czy to sposób wart polecenia, ale ja jestem taka zosia-samosia i zawsze kombinuję. Wypróbuj przy okazji :)

    OdpowiedzUsuń
  9. A ja myślałam ,że to jakiś stary sposób przekazywany z pokolenia na pokolenie :)

    Wypróbuję na jakimś bardzo brudnym runie .

    OdpowiedzUsuń
  10. No u mnie niestety z przodkowymi tajemnicami biednie..... sama kombinuję jak koń pod górę :))))

    OdpowiedzUsuń
  11. uff, przy tej welnie to mialas sporo roboty ja chyba bym sie za nia wcale nie zabierala,dalabym temu psu do zabawy,

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...