Kolorów wełence użyczył wrotycz, huba i koszenila. Gdyby nie ta koszenila, szalik mógłby nosić metkę - wyrób lokalny, bo i owce i wrotycze i huba z najbliższego otoczenia pochodzą .
Ponieważ mam jeszcze kłopoty z zapanowaniem nad ilością oczek i dopasowaniem rozmiaru, szalik wyszedł dość długi. Na zdjęciu uchwyciłam połowę.
kolory trochę zbyt ciepłe, bo robiłam zdjęcie przy zachodzącym słońcu |
Wzory bardzo proste, francuski i "paprocie" wypatrzone w starej książce dziewiarskiej. Po raz pierwszy zastosowałam rzędy skrócone :) Przy nawrocie, niestety, powstały dziurki.
Pewnie jest na to sprytny sposób ?
W następnym poście, pokażę pewien lokalny wyrób z owczej, przędzionej wełny, wypatrzony dzisiaj na targowisku.
Szal ciekawie wygląda w takiej kolorystyce:)
OdpowiedzUsuńjesień idzie jak nic...
OdpowiedzUsuńA jakie ładne te kolory w ciepłym świetle :)))
Pyszota! Śliczne kolory!
OdpowiedzUsuńmiodny jest:]
OdpowiedzUsuńa że naturalnie ufarbowany to już w ogóle:]