Znów gotowałam zupkę. Tym razem jadalną, bo z owoców czarnego bzu (Sambucus nigra L.). Będąc w ogrodzie u mojego taty, odkryłam kiście tych owoców. Jeszcze niedawno nie zwróciłabym na nie uwagi, ale odkąd bawię się w ekofarbowanie, patrzę na każdą roślinę pod kątem jej przydatności do barwienia.
Zatem siatka do ręki i zbieramy.
A potem tradycyjnie gotowanie zupki. A oto rezultaty barwienia. Po lewej stronie z dodatkiem siarczanu miedzi, po prawej - ałunu. Siarczan miedzi spowodował, że kolory stały się szarofioletowe, ałun zaś nadał barwionym rzeczom zabarwienie różowofioletowe. Kolor jedwabiu ponge jest według mnie zachwycający. A co wy sądzicie o moich kolejnych farbowankach?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
szarofioletowy jest odjechany :)))
OdpowiedzUsuńZgadzam się: jedwab ma przepiękny odcień, no i ten błysk!
OdpowiedzUsuńmi sie jedwab bardzo podoba i taki stary wyglad ma super na jakes wyszywanki
OdpowiedzUsuńA ja podczas barwienia czarnym bzem miałam jedną z największych zagwózdek :-/
OdpowiedzUsuńBo się okazuje że jeśli do wełny nie dodałam ałunu tylko siarczanu miedzi jako utrwalacza (skończył mi się), a gotowanie robiłam również w miedzianym garnku to kolor wyszedł brudnoburo-kupowaty. W tym samym garze gotowały się dwie próbki lnu i wyszły pięknie - lila i fioletowo.
I bądź tu człowieku mądry....
Bardzo mi się te kolory podobają.
OdpowiedzUsuń