Zaproszenie

Zapraszam wszystkie polskie prządki i prządków do współtworzenia tego bloga. Myślę , że miło będzie mieć miejsce, gdzie będziemy mogli porozmawiać o naszej pasji przędzenia wełny na wrzecionach i kołowrotkach, pooglądać piękne, samodzielnie zrobione włóczki i rzeczy z nich wykonane. Kto wie, może przyjaźnie zawarte na tym blogu sprawią, że spotkamy się również w rzeczywistym świecie i zaśpiewamy wspólnie Prząśniczkę :) .



Blog został zamknięty i przeniesiony na WordPress. The blog was closed and moved to WordPress:
http://polskiewrzeciona.wordpress.com/

środa, 7 lipca 2010

Moje naturalne farbowanie

Farbowanie naturalnymi metodami bardzo mnie wciągnęło. Wpisuje się w moje zainteresowania dawnymi technikami wytwarzania/rzemiosła (babskiego rzecz jasna).

Moje próby zaczęłam od farbowania czesanki liśćmi brzozy:
Pierwsza od lewej: wensleydale (kolor żółty nasycony lekko zielonkawy w odcieniu) - na bejcy ałunowej. Obok BFL z dodatkiem siarczanu miedzi (kolor oliwkowy).

Włóczki uprzędzione z tej czesanki:
Kaszebści mozdrech :-)
Oliwka
Kolor żółty jest stosunkowo łatwo uzyskać z wielu roślin - również trych hodowanych w ogródkach. Do zdobycia bez większych trudności: rumian żółty (Anthemis tinctoria) i nachyłek letni (Coreopsis tinctoria) - byliny ogrodowe, czy janowiec barwierski (Genista tinctoria) - krzew.

Kora kruszyny dała kolor rozbielonego kakao, a po dodatkowej kąpieli w roztworze sody oczyszczonej pudrowy róż:
Te czesanki czekają na przędzenie.
Ostatnio próbowałam swych sił z marzanną barwierską. Kolory uzyskałam podobne jak Ela (Pracownia na Kaszubach), choć używałam suszonych korzeni.
A tu włóczka z tego wybarwienia:
 Brzoskwinia
Wydaje mi się, że w przypadku marzanny lepiej jest barwić gotową włóczkę niż czesankę. Marzanna daje dość nierównomierne wybarwienie - w zasadzie bez mieszania w garze wyjdzie chyba plamista. Tuszyńska pisze o "przeciąganiu" w kąpieli i coś jest na rzeczy. W ogóle dowiedziałam się ostatnio, że na Podlasiu (gdzie najdłużej zachowało się tkactwo, farbiarstwo itp) zawsze najpierw przędziono wełnę, a dopiero potem farbowano. Farbowanie przeze mnie czesanki wzbudziło zdziwienie.

Nie udała mi się próba farbowania kora dębu - kolor wyszedł "brudny oliwkowy" - smutny i nieciekawy (do przefarbowania). 
Moje plany na najbliższą przyszłość: uzyskać różne odcienie brązu (może uda się ciemny czekoladowy?). Natomiast na dalszą przyszłość: niebieski, niebieski, niebieski...

Znalezisko internetowe dla zainteresowanych: Barwienie metodami naturalnymi - publikacja wydana w ramach projektu "Len i konopie" (do pobrania w formacie pdf) - polecam!

8 komentarzy:

  1. Piękne kolorki, zwłaszcza kruszyna mi się spodobała! Bardzo mnie interesują Twoje przygody z brązami, a gdybyś przypadkiem wyczarowała coś rudego, to koniecznie też pokaż :)
    I dzięki za znalezisko internetowe !

    OdpowiedzUsuń
  2. Elu, Twoje próby są bardzo ciekawe :) Masz rację, że przy farbowaniu naturalnym lepiej farbować gotową włóczkę. Próbowałam z czesanką, ale ona łatwiej się zbija przy mieszaniu.

    Bardzo ciekawą stronę i publikację podałaś.

    Ze zdziwieniem przeczytałam ,że farbują takie pospolite rośliny jak lebiodka, czy rdest ptasi. Przy większej ilości surowca , może się uda osiągnąć większy stopień stężenia barwników i żywsze barwy.
    Ja w najbliższym czasie powtórzę próby z listkami brzozy i wypróbuję jak barwi wrzos, którego mamy dużo w okolicy.

    OdpowiedzUsuń
  3. marzannowa i pudrowa wełna bardzo ładne. te wszystkie szare oliwki i żółcie do mnie nie przemawiają, dlatego na razie jakoś mnie nie ciągnie do naturalnego barwienia. choć o efektach z chęcią czytam :)

    to prawda z tym farbowaniem przędzy. w ogóle kiedyś farbowano najczęściej gotową, utkaną tkaninę, którą zanurzano w dużym kotle i nawijano co jakiś czas na wał nad kotłem żeby się równomiernie zafarbowała. przędzę farbowano tylko gdy była taka potrzeba (do tkania tkanin wzorzystych, wielokolorowych). o farbowaniu czesanki lub runa w dawnych czasach nie słyszałam w ogóle. tylko, że wtedy nikt nie miał potrzeby chodzenia w szalikach lub swetrach z fantazyjnej, melanżowej włóczki :-D

    OdpowiedzUsuń
  4. Wielką sztuką jest uzyskanie z naturalnych barwników kolorów nasyconych - pięknej czerwieni, czy ładnego zielonego - wszystko przede mną ;-)
    Przędzę (wełnę) farbowano w zaprzyjaźnionej rodzinie z Podlasia na wzorzyste "dywany", czyli kilimy, narzuty, koce - do dziś wzbudzają mój zachwyt, choć mają już swoje lata.

    OdpowiedzUsuń
  5. to prawda. też mam taki kilim po prababci, który ma piękne nasycone kolory (ciemna czerwień, zieleń, żółć i czekoladowy brąz). ja na razie mam za sobą tylko farbowanie w mniszku lekarskim i... kolor wyszedł kremowy, ładny, ale trochę za mało spektakularny efekt jak na tyle babraniny :). choć pewnie to zasługa tego, że mniszek nie jest jakąś super rewelacyjną rośliną barwierską i nie użyłam do farbowania żadnej pomocniczej chemii poza octem.

    OdpowiedzUsuń
  6. A może problem z uzyskaniem mocnej barwy tkwi w używaniu zbyt małej ilości zielonego surowca. W przepisach wielokrotnie jest mowa o kilku kilogramach .
    Nie za bardzo mam ochotę gotować, przez parę godzin, wielki gar zielonki na palniku gazowym, więc poproszę w najbliższym czasie męża, o zrobienie rusztu nad ogniskiem.
    Na zdjęciach pokazujących farbowanie naturalne, też nieraz widziałam , ze odbywało się ono , w garze, lub beczce stojącej nad ogniskiem.

    OdpowiedzUsuń
  7. Elu, ja złapałam wirusa naturalnych barwników od Ciebie. Na razie z dużym zainteresowaniem czytam o Twoich eksperymentach, szukam w necie informacji, przechodzę skrócony kurs botaniki. Już niedługo chcę sprawdzić teorię w praktyce, oby starczyło mi zapału. Chciałam farbować czesankę, ale chyba na początek uprzędę trochę włóczki na próbki.
    Życzę Ci powodzenia w farbowaniu:)))

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja też z ciekawością oglądam eksperymenty innych prządek. Wierzę, ze uda nam się znaleźć zapomniane recepty na piękne, mocne i trwałe kolory :)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...