Z optymistycznym nastawieniem, wyposażona w koncentrat buraczany firmy ROLNIK, przystąpiłam do buraczanego eksperymentu. Moteczki wełny trzymałam w zaprawie ałunowej i miedziano-siarczanej, przez godzinę. Ten trzymany w roztworze siarczanu miedzi przybrał miętowe zabarwienie, co upewniło mnie , że jestem na dobrej drodze :
Po wymoczeniu, motki powędrowały do garnka z sokiem buraczanym, gdzie gotowały się na małym ogniu przez 20 minut. O ile po wyjęciu i wystudzeniu miały jeszcze jakiś kolorek :
To po wypłukaniu zupełnie go straciły :
Co prawda kolorki motków, wpisują się ogólnie w paletę barw naturalnych, jednak nie tego oczekiwałam po farbowaniu w soku buraczanym.
Zniechęcona tak miernym efektem nie będę już kontynuowała prób z burakiem.
Tajemnica buraczanego koloru nadal czeka na odkrycie.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
:)
OdpowiedzUsuńZnaczy że burak do bani jest. Ja też z nim zrywam!
faktycznie, efekty dość mizerne... choć zdjęcie całej naturalnej palety bardzo ładnie się prezentuje.
OdpowiedzUsuńa mi się podoba ten miętowy odcień, czy to jest trwały kolor?
Bo burak nie należy do roślin barwierskich!
OdpowiedzUsuńKasiu, ten miętowy kolor to od siarczanu miedzi.Siarczan ma piękny niebieski kolor. Nie wiem, czy jest trwały .Być może jest trujący, Lepiej go wypłukać.
OdpowiedzUsuńCzyli buraczka należy zjeść, a koloru szukać gdzie indziej;)
OdpowiedzUsuńBuraka należy wygotować, siarczany sobie podarować, a jako ustalacza użyć octu. Kolor będzie ;) To info od pani Linhartowej.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Dziękuje.Chyba raz jeszcze spróbuję :)
OdpowiedzUsuń