Zaproszenie

Zapraszam wszystkie polskie prządki i prządków do współtworzenia tego bloga. Myślę , że miło będzie mieć miejsce, gdzie będziemy mogli porozmawiać o naszej pasji przędzenia wełny na wrzecionach i kołowrotkach, pooglądać piękne, samodzielnie zrobione włóczki i rzeczy z nich wykonane. Kto wie, może przyjaźnie zawarte na tym blogu sprawią, że spotkamy się również w rzeczywistym świecie i zaśpiewamy wspólnie Prząśniczkę :) .



Blog został zamknięty i przeniesiony na WordPress. The blog was closed and moved to WordPress:
http://polskiewrzeciona.wordpress.com/

piątek, 12 listopada 2010

Drugie życie kołdry - czyli jak poskąpiłam schronisku dla zwierząt

Ogłosiłam po okolicy zbiórkę do schroniska dla zwierząt wypełnień do boksów. Naznosili mi sąsiady ręczników, kocyków. Matuś zaś telefonicznie powiedziała, że skoro ja swoje kołdry oddaję to i ona ma jedną taką "upalną" i z ochotą odda zwierzom. Nie pamiętała, skąd ją ma.

Coś ją tknęło, coś jej świtało, a że pewna nie była - rozpruła kawałek szwu, aby zobaczyć co tam kotku siedzi w środku.
A w środku błam wełny!

Zaskoczyły synapsy u Rodzicielki!
Kołdra jest z wełny, wełna jest z owiec, które Dziadek hodował! Kiedy ubrał już wszystkich w kożuchy zaczął wełnę wysyłać. A Rodzice oddali ją do punktu szycia kołder. Rzadko używana, bo za gorąca.
Mama czasem ją brała w czasie choroby, aby się pod nią wypocić, a na co dzień gdzieś się poniewierała po domu.
Brat - zobaczywszy odkrycie porwał połowę na użycie do politurowania, reszta przypadła mi.

Błam nie wyglądał najgorzej


a po praniu nawet niewiele się różnił


ale woda pokazała cały brud z ostatnich bodaj 40 lat.


Zaczęłam prać całość, ale potem użyłam mózgu i podzieliłam to na kawałki, rwąc po prostu. Obciekło i trafiło na farbowanie.

Tradycyjnie: gazeta chroni blat, poza tym folia nie przylepia się do niego i łatwiej ją rozłożyć.
Moje farbowanie trochę odbiega od innych. Do prania użyłam płynu do naczyń. Końcowe płukanie zawierało też odrobinę środka z octem W5 z Lidla.
Potem prawie suche kawałki ułożyłam na folii i posypałam barwnikami prosto z torebki (mieszałam kilka odcieni - róż, wiśnia, bordo), a barwniki najtańsze do bawełny.


Następnie spryskiwaczem, w którym był rozrobiony środek z Lidla do czyszczenia na bazie octu i woda 1:1


zmoczyłam całość i wklepałam wilgoć dłonią lekko w wełnę. Unika się paprania w kilku miskach barwników i żmudnego paćkania pędzlem czy gąbką.
Niestety zdjęcie przypadkowo usunęłam z aparatu.
Pozawijałam gołąbki i na parę


Niby miałam godzinę parować i nie ugotować wełny, ale nie zauważyłam - wełenka się lekutko gotowała. Wełna nasączona preparatem W5 buzuje. Stygła każda partia przez noc, a potem płukanie w wodzie. Dzięki zawartości octu cały kolor w pełni łapał wełnę.
Tak wygląda woda po pierwszym płukaniu


Obciekło sobie na durszlaku


i dosuszyło na słonku


Zabarwiona woda trafiła do ponownego namoczenia wełny


A potem heja na Gada


i się ukręciło ponad 13 km


Nie czesałam tego zgrzebłem, bowiem dość łatwo włókna wychodziły, brałam taki strzępek


i przędłam, niekiedy dość znaczne gruzełki wyszły, ale w ogóle mnie to nie martwiło bo planowałam 2 ply.
W trakcie wyplątywałam drobinki (jakieś nasionka)i drobniutkie części roślinne. Życia biologicznego nie było. Na całość może pół garści odrzuciłam w postaci większych skudłaceń.
Cały czas widziałam z tej wełny sweterek. Miałam dać ją Mamie (te kolory do niej pasują), ale jakoś nie wyraziła szczególnego zachwytu. A może nie chciała mi zabierać?
Mój mąż stwierdził, że skoro to po Dziadku taka staroć zachowana to powinnam z niej też zrobić coś, co będzie na lata.
Pierwsze co mi wpadło do głowy to różany kocyk, tylko te róże do mnie nie pasują :(
Brat jak zobaczył moje dzieło oddał mi swój kawałek błamu i mam resztę kołdry do zafarbowania na zielone liście dookoła róż i na tło.
Coś się wymyśli w międzyczasie. Może przefarbuję te różowizny.

Przędzione też przed 20 października. Teraz władzy jeszcze w rękach nie mam pełnej.

18 komentarzy:

  1. Uwielbiam czytać Twoje opowiadania . Są takie dramatyczne i dynamiczne, pełne zwrotów akcji i ciekawych rekwizytów :):):)

    OdpowiedzUsuń
  2. Pracownio - bycie prząśniczką w wielkim mieście, gdzie do owcy daleko zmusza do kombinowania :)

    OdpowiedzUsuń
  3. przyznaję, nieco mnie przytkało - że tak można? ze starej kołdry zdobić nitkę! odlotowe :D ale zauważyłam, że Ciebie o czary posądzają, więc nie powinnam się dziwić ;)
    pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Agato - u mnie pukają się w czoło, ale nikt nie przędzie, więc na moje słowa: TAK MA BYĆ dochodzą do wniosku, że każda prządka przerabia kołdry.

    OdpowiedzUsuń
  5. Przyznam, że jeszcze nikt nie nazwał mnie "Pracownią" :).Brzmi to bardzo patetycznie, więc może Kankanko, będziemy mówiły sobie po imnieniu ?:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ups.... chyba gafę strzeliłam, chociaż zwykle nickami się blogowicze posługują.
    Elu, będę bardzo szczęśliwa, bo..... mam taki uczniowski stosunek do tego co robisz i uważam Cię za wspaniałego Nauczyciela. Będę bardzo dumna ze zwracania się po imieniu :))))

    OdpowiedzUsuń
  7. Aniu, to ja się tu uczę nowych rzeczy :), np. zastosowania mojego ulubionego płynu W5, do farbowania ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. On ma znakomite proporcje! A ja lubię eksperymenty. No i nie capi tak bardzo :)

    OdpowiedzUsuń
  9. no jestem zachwycona/ mniam,,,pycha/

    OdpowiedzUsuń
  10. Oczom nie wierzę,że można takie piękności wyrabiać ze starej wełny. Pracowita z Ciebie
    pszczółka - prząśniczka.
    Pozdrawiam Teresa

    OdpowiedzUsuń
  11. Gaju, Warszawianko - ależ mi miło!
    Wełna dużo wytrzyma, to jest właśnie jej urok, a recykling mam we krwi przez lata biedy utrwalony :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Ja tam bym optowała za kocykiem, lubię kocyki, tym bardziej różowe;]

    OdpowiedzUsuń
  13. Wspaniała historia :) To nie czary, to geniusz!

    OdpowiedzUsuń
  14. ależ normalnie poległam... zaraz dojdę do staduim, w którym w każdej rzeczy będę upatrywała potencjalnego źródła wełny... :) Pomysł podsunęłaś w prostocie swej - genialny... :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Niesamowite! Jak przeczytałam aż odskoczyłam od monitora wydając z siebie nieartykułowany odgłos.

    A czy taka włóczka nie gryzie aby? Czy po tych wszystkich zabiegach zrobiła się może bardziej miękka?

    OdpowiedzUsuń
  16. Aniu, fantastyczna historia:)
    Twoja pomysłowość i determinacja jest niezwykła!
    Bardzo fajny kolor uzyskałaś:)

    OdpowiedzUsuń
  17. Jestem pod wrażeniem! Piękny kolor :-))) Kocuś byłby słodki, ale wyobraź sobie chustę. Dużą, piękną, energetyczną na bezsłoneczne pogody. Ach!

    OdpowiedzUsuń
  18. Folkmyself - chyba musi się odleżeć wełenka, zabił mi klina mąż tą propozycją.....ten kocyk

    Annavilma - dziękuję!

    Annoo7 - wiesz, że to jak narkotyk? Oglądasz sierść, wykończenie kaptura, znajomych o owce wypytujesz? Patrzą dziwnie i zaczynają się wręcz tłumaczyć z braku tego zwierza?

    CU@5 - owce rosły sobie od lat w okolicach Sieradza, wełnę mają miękką i łagodną, to inny rodzaj, górskie mają bardziej szorstką. Wszystkie zabiegi zrobiły z niej coś niesamowicie miękkiego. Do kołdry też była wyprana, przygotowana, ułożona w pasma więc nie było mimo tylu lat aż tak dużo pracy. Gdyby ktoś tą zapomnianą kołdrę używał jako materac to nie byłoby o czym myśleć, wełna by się sfilcowała na amen.

    Izo - dla mnie to frajda prawdziwa, aby zrobić coś z niepotrzebnej rzeczy. Można sobie piękne czesanki kupić, ale nic nie da tej radości przygotowania sobie wszystkiego od A do Z. Jeszcze nie tak dawno widziałam tylko brak materiału do kołowrotka, a dziś sporo! To też pokazuje innym, że trzeba wszystkiego pomacać i spróbować.

    Asiu i Wojtku - Bardzo serdecznie dziękuję, ten kolor jest dość spokojny, nie jadowity róż, raczej malina. Chusta byłaby piękna, ale zrobiłam tego tak sporo (34 dkg), że zostałoby na jeszcze ze dwie takie. A ja lubię jak mi się zapas wyczerpuje. Po prostu poleży i poczeka. Pomysł wpadnie na pewno!

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...